Spis treści
Pisarkę interesuje jakie koleje losu doprowadziły Simonę Kossak do zamieszkania w białowieskiej samotni, głuszy i dziczy i do egzystencji w symbiozie z przyrodą. Co sprawiło, że córka Jerzego Kossaka, wnuczka Wojciecha Kossaka, prawnuczka Juliusza Kossaka oraz bratanica Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec została wybitną biolożką i prekursorką radykalnej ochrony przyrody? Jakie dziedzictwo niosła ze sobą na Dziedzinkę?
“Interesowała mnie Pani droga do puszczy i życie, które doprowadziło Panią na Dziedzinkę – pisze Anna Kamińska na końcu książki w swoistym Liście do głównej bohaterki – bardziej niż Pani jako przyrodnik i Pani zasługi dla puszczy, ale nigdy bym się nie dowiedziała tylu rzeczy o przyrodzie, gdyby nie Pani”.
Z kolei w biografii Wandy Rutkiewicz autorka idzie tropem wydarzeń, które wyniosły bohaterkę na szczyt. Jakie uwarunkowania życiowe, osobowościowe i sprzyjające okoliczności losu musiały zaistnieć, żeby zdobyć najwyższą górę globu jako pierwsza osoba z Polski i trzecia kobieta świata? Śledzimy drogę życiową tej wybitnej himalaistki również do zdobycia przez nią góry K2 (jako pierwszej kobiety na świecie) i innych wierzchołków ziemi.
Autorski styl pisania biografii
W książce tej jednak czytelnik nie znajdzie opisu wypraw górskich, technik zdobywania ośmiotysięczników i darwinistycznej walki o to komu uda się zdobyć szczyt. Takie “atrakcje” można znaleźć w książkach górskich. Biografia Wandy Rutkiewicz (tak jak i zresztą Simony Kossak) to przede wszystkim analiza psychologiczna postaci (a przestawiając słowa – psychoanaliza), zebrana w dużym stopniu metodą reportażu. Autorka wypracowała swoją oryginalną stylistykę pisania biografii, którą odróżnia się na książkowym rynku.
[Truizmem jest stwierdzenie, iż style pisarskie autorów biografii są różnorodne. Dla przykładu Joanna Kuciel-Frydryszak opisuje życie Kazimiery Iłłakowiczówny w swej książce “Iłła” w sposób poukładany, fabularny, chronologiczny, bazujący na materiałach pisanych (bo trudno o inne z racji dużego oddalenia w czasie); z kolei “Ten drugi Piłsudski. Biografia Bronisława Piłsudskiego” autorstwa Przemysława Słowińskiego zawiera powłóczyste opisy tła społecznego, historycznego i politycznego, czasem niemal odsuwające głównego bohatera na plan drugi].
Anna Kamińska skupia się na tym jakie kolejne losu i warunki osobowościowe opisywanych przez nią bohaterek sprawiły, że stały się postaciami wybitnymi i wiodły wyjątkowe życie. Przyjmując takie cele dla spisywanych biografii, solidnie wypełnia założone zadanie. Powiedziałabym nawet, że w zakresie analizy psychologicznej i reporterskiego wywiadu “nie bierze jeńców”. Może to być oszałamiające dla czytelnika. Nie jestem pewna czy w codziennej, a nie książkowej rzeczywistości mamy okazję poznać kogoś aż tak wielowymiarowo, zobaczyć oczami aż tak wielu osób.
Opis domów rodzinnych
Simona Kossak i Wanda Rutkiewicz urodziły się, jak sama autorka podkreśla, w fatalnym momencie – podczas wojny, gdy każda polska rodzina i miejsce do życia naznaczone były okupacyjną traumą. Autorka bardzo plastycznie opisuje te czasy. Szczególnie apokaliptyczny, przypominający epokę Heroda, jest opis zbrodni hitlerowskich dokonywanych na dzieciach na Litwie, w kraju, w którym urodziła się Wanda Rutkiewicz. Kraków zaś z czasów okupacji, w momencie, gdy na świat przyszła Simona, wydaje się być niepokojąco niefrasobliwy, choćby w zderzeniu ze zorganizowanym konspiracyjnym podziemiem w Warszawie.
Opis domów rodzinnych głównych bohaterek, wyobrażenie jacy byli ich rodzice, dziadkowie, przodkowie i czym “skorupka nasiąknęła za młodu” są bodajże najbardziej rozbudowanymi częściami i według mnie najmocniejszymi stronami (nomen omen) omawianych książek. Portrety ojców, a przede wszystkim matek naszych bohaterek, są tak przenikliwie utkane, że ożywają, a te uwiecznione malarską ręką Kossaków schodzą z obrazów. Pisarka ma niewątpliwy dar wyobrażeniowy. Wirtuozersko odtworzyła świat i codzienne życie protoplastów: Kossaków, Kisielnickich, Pietkunów, Błaszkiewiczów. Stali się namacalni. Zanurzmy się choćby w cudowny opis babcinej kuchni w domu Pietkunów, w którym urodziła się Wanda: “Babcia ma też krowę, kury i uprawia pole, które rodzi to, co potem składa się na dania serwowanej przez nią litewskiej kuchni: kołduny, bliny z konfiturą czy śleżyki. Ciekawe, czy przechowuje także, jak inne litewskie gospodynie, warkocze ciemnopomarańczowej odmiany ostrej w smaku cebuli i czy nad piecem chlebowym suszy jabłka, gruszki, śliwki albo białe sery posypane kminkiem. Czy wypiekany chleb układa wiosną na liściach tataraku? Czy warzy piwo z jęczmienia, które po dwóch kuflach zwala z nóg? Jej kuchnia pachnie wanilią, majerankiem czy rumem?”.
Widziałam opinie innych czytelników, sugerujące iż dla nich ten element książki był zbyt długi, nużył ich. Bo rzeczywiście – jest on zaskakująco intensywny i może czytelnik nie spodziewa się tak skonstruowanej biografii. Autorka posługiwała się ogromną ilością materiałów źródłowych, prasówką z tamtych lat, listami czy dokumentami rodzinnymi, aktami chrztu i innymi materiałami parafialnymi, szkolnymi, prawnymi czy nawet książkami kucharskimi. I tchnęła w nie życie. Zaczęłam się zastanawiać jakie byłyby efekty, gdyby pisarka podjęła się odtworzenia codziennego żywota innych znamienitych osób (Chopina?, Piłsudskiego?, Marii Skłodowskiej?).
Życie Simony na Kossakówce przedstawione przez Annę Kamieńską układa się w ciąg dalszy losów rodziny Kossaków, zapoczątkowany autobiograficznymi książkami Magdaleny Samozwaniec lub innymi, poświęconymi jej rodzinie. Historia Simony zaczyna się w tym momencie, w którym kończy się książka “Maria i Magdalena” M. Samozwaniec. Z tym, że… kończy się nie tylko książka, ale i cała epoka. Magdalena Samozwaniec określa swoje życie do czasu II wojny światowej jako jedno nieprzerwane pasmo samych radości, a o Kossakówce pisze, że jest to najwspanialsze miejsce na ziemi. Podczas okupacji jednak w tym rodzinnym domu umiera Wojciech Kossak, a zaraz po nim – i niespełna 3 miesiące przed narodzinami Simony – jego żona Maria Kisielnicka-Kossak. Tuż po wojnie, na obczyźnie z powodu choroby nowotworowej śmierć ponosi Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Z najbliższej rodziny pozostaje tylko skłócone ze sobą rodzeństwo Magdalena Samozwaniec i Jerzy Kossak, ojciec Simony. Anna Kamińska opisuje losy Kossakówki w czasie okupacji i po jej zakończeniu. Bilans tego okresu może być jednak bardziej dramatyczny niż informacje zebrane w jej książce, bowiem rodzina Kossaków zostaje obciążona oskarżeniem o sprzeniewierzenie przekazanych im przez Polaków i Żydów pieniędzy w czasie wojny. Prawdopodobnie fundusze te zniknęły wraz z kolaborującą z nazistami Teresą, córką Magdaleny Samozwaniec. Czasy stalinowskie oznaczają dla rodziny kolejne piętno. Wszystko co ten ród symbolizował: arystokratyczne pochodzenie, wspaniałość II Rzeczypospolitej, malarstwo Kossaków, upamiętniające dokonania oręża polskiego, kapitalistyczna fortuna i wstręt do komunizmu – to wszystko musi zostać zmiecione z powierzchni ziemi. I to całkiem dosłownie – częściowo ogród Kossakówki zostaje rozjechany buldożerami. Do tego, Magdalena Samozwaniec opublikowała w 1954 roku “Błękitną krew” – paszkwil na przedwojenną arystokrację i jej powojenne losy, w skutek czego na bramie Kossakówki (w której wówczas mieszkał Jerzy Kossak z żoną i córkami, jedna z nich to Simona) pojawia się napis: “Kossakowie handlują padliną”. Matka Simony, która wkrótce zostaje wdową, musi tak dostosować się do nowej rzeczywistości, żeby po prostu “nie zatonąć” i – będąc mocno niedoskonałą matką – dać szansę na przetrwanie swoim dwóm córkom, co z kolei doskonale opisuje Anna Kamińska.
Kossakówka przestała być rajem na ziemi. A jeszcze przed wojną tak wspominały to miejsce Kossakówny, Maria i Magdalena: “‘Po cóż jechać do Turcji?’ – pisała w tym ogródku poetka – w ogóle po co się gdziekolwiek jechało? Przecież i tak się tu musiało wrócić, bo to było najlepsze miejsce na ziemi. Porzucało się piękne zagraniczne miasta, porzucało się pięknych mężów dla tego “domostwa w słońcu” (“Maria i Magdalena” M. Samozwaniec).
Zasadniczo inne wspomnienia pozostały w odczuciu Joanny Kossak, siostrzenicy Simony Kossak: “Kossakówka to był zły dom. Wszyscy, którzy w nim żyli dłużej niż dwadzieścia lat, umierali na raka albo wariowali. Ludzie, którzy u nas mieszkali, nie mogli spać i uciekali z wrzaskiem. Dwie osoby popełniły samobójstwo. To był dom zagrzybiony i potwornie toksyczny. Ja przez całe dzieciństwo miałam takie horrory związane z tym domem, że to się w głowie nie mieści. Dom, w którym cały czas dochodziło w nocy do ingerencji obcych bytów. Bałam się zasnąć…” – ten cytat znajduje się w książce Anny Kamińskiej.
Czy drogi życiowe Simony i Wandy mogły się gdzieś skrzyżować?
Wanda od 1964 roku pracuje w Instytucie Automatyki Systemów Energetycznych we Wrocławiu (IASE). Instytut znajduje się na skraju Parku Szczytnickiego, naprzeciwko wrocławskiego zoo. Jak pisze Anna Kamińska: “W pracowni instytutu, w której Wanda siedzi od siódmej rano do trzeciej po południu, punktualnie o godzinie dwunastej słychać, jak w zoo ryczą lwy. W południe do uszu zwierząt dociera bowiem dźwięk zbliżającego się do klatek wózka z karmą (…)”.
W drugiej połowie lat 60-tych praktyki studenckie we wrocławskim zoo odbywała Simona Kossak. “Pokazywała zwiedzającym ogród, oprowadzała wycieczki i pilnowała, żeby ludzie nie podchodzili za blisko klatek. Najbardziej interesował ją transport zwierząt, porody i karmienie, ale przyglądała się też zabiegom weterynaryjnym i brała udział w wydarzeniach, które akurat działy się w ogrodzie”.
Może więc, gdy któregoś dnia Wanda usłyszała ryk głodnych lwów i pisk pawi, a potem błogą ciszę wynikającą z dowiezionego zwierzętom posiłku, to może właśnie wtedy Simona uspokajała tę rozwrzeszczaną ferajnę? Może któregoś gorącego letniego popołudnia wyszły ze swojego miejsca pracy, żeby kupić oranżadę albo wodę sodową z saturatora i minęły się na ulicy?
Wanda nie lubiła zwierząt. To znaczy matkowała swoim psom i była do nich przywiązana, ale gdy przez kilka lat była żoną pewnego Austriaka, ekologa i miłośnika wszystkich typów zwierzaków, który tak jak Simona mieszkał ze swym zwierzyńcem pod jednym dachem, to nie była z tego powodu najszczęśliwsza. “‘Zamknijcie się, kurwa!’ – wali nieraz rozwścieczona kulami [chodziła wtedy o kulach z powodu operacji nogi] w klatki zwierząt, których pełno w domu męża. Helmut Scharfetter trzyma w domu zwierzęta, których ktoś się pozbył, albo takie, które trzeba przechować na zlecenie zoo: małpy, papugi, węże, dwie ary (…).” “Opowiadała [Wanda], że kiedy budziła się rano, patrzyła z przerażeniem, czy spod łóżka nie wychodzi wąż, czy inne zwierzę, i jak nic tam nie siedziało, to dopiero wstawała”.
Znajomy opis? W opowieści o niezwyczajnym życiu Simony Kossak znajdujemy taki cytat: “Bożena Wajda, która bywała na Dziedzince od lat siedemdziesiątych, wspomina: ‘Jak spałam u Simony, ciągle coś po mnie latało: a to myszy, a to szczury, a to popielice. Na podłodze leżał dzik, a na fotelu sowa kłapała dziobem. Ktoś nerwowy ze strachu chybaby tam umarł'”.
Istnieje więc przypuszczenie, że Wanda Rutkiewicz nie czułaby się komfortowo przebywając w gościnie u Simony Kossak. Dodać jednak warto, iż chociaż wyżej wspomniane małżeństwo Wandy z Helmutem nie należało do udanych, to jednak jej mąż wywarł na nią duży wpływ w zakresie uwrażliwienia na ekologię, piękno przyrody, uważność w tym zakresie. Wanda zabierała z gór śmieci po sobie, co w przypadku ośmiotysięczników nie jest oczywiste i banalne. Zbyt duże obciążenie podczas schodzenia z tak wysokich gór może być nadmiernie wyczerpujące dla organizmu. Zabieranie więc swoich śmieci po zdobyciu góry lub po prostu schodząc z dużej wysokości, nierzadko wiązało się z poświęceniem czy wręcz heroizmem. “Wanda oszczędzała papier, kupowała też używaną odzież” – pisze również autorka.
Innym elementem mocno różniącym opisywane kobiety, choć też w pewnym aspekcie je łączącym, o czym za chwilę, był zakres ich umiejętności prowadzenia samochodu. Simona przejawiała całkowity brak talentu. Od pewnego momentu korzystała nawet samodzielnie z tego środka transportu, ale był to zawsze Fiat 126p, czyli tzw. maluch i nigdy nie rozwijała prędkości powyżej 40 km/h. Nie znała kodeksu drogowego, nie wiedziała np. jak się zachować na rondzie. Wanda zaś jeździła nie byle czym, bo Fiatem 125 kombi, a potem Polonezem i … różnymi samochodami rajdowymi, o czym wciąż za chwilę. Takie były czasy, że Wanda w “te swoje” Himalaje jeździła… właśnie dużym Fiatem. Z Warszawy, przez Monachium, do Pakistanu. Jakiś problem? Po przejechaniu tej trasy czuła się już doświadczonym kierowcą, w co jesteśmy skłonni uwierzyć.
W pewnym okresie życia Wanda swą wysokogórską pasję dzieliła z… byciem kierowcą rajdowym. W latach 80-tych uczestniczyła w kilku rajdach samochodowych, zarówno jako kierowca, jak i w roli pilota. Co ciekawe, w tym samym czasie w rajdach startowała również Gloria Kossak, rodzona siostra Simony. W wyszukiwarce rajdów samochodowych https://www.ewrc-results.com/ bez trudu można znaleźć oba nazwiska (Wanda Rutkiewicz, Gloria Kossak), choć wszystko wskazuje na to, że w żadnym wspólnym wyścigu nie brały udziału. Gloria odniosła więcej sportowych sukcesów w tej dziedzinie; Wanda cieszyła się jeśli ukończyła wyścig. Była dobra, ale nie tak by zwyciężać.
Życie w PRL-u
Ale to co przede wszystkim łączyło wszystkie te panie, to peerel. Pół wieku życia w PRL-u. W szarym, siermiężnym, z pokręconą logiką, nie dającym nadziei, odbierającym wolność, okrutnym, podcinającym skrzydła kraju. A dla barwnych ptaków, jakimi były zarówno Simona jak i Wanda, musiało to być szczególnie upadlające.
I tu, muszę przyznać, obie książkowe biografie mnie zaskoczyły. Przed ich przeczytaniem, pomyślałam sobie: “no, skoro obie bohaterki urodziły się na półmetku II wojny światowej, to jak nic czekają mnie biografie (post)okupacyjne, po czym trzeba będzie przebrnąć przez okres stalinowski, gomułkowski, gierkowski itd., a następnie odnieść się do rodzącej się Solidarności, podziemia, walk o wolność itd., aż do przełomu w 1989 roku. Przyznam się dodatkowo, że czasem z tego powodu potrafiłam odsunąć od siebie książki z okresu PRL, będąc niesprawiedliwa wobec ich bohaterów, ale nie mogąc zmusić się do zanurzenia w tej rzeczywistości. To chyba nie najlepiej o mnie świadczy.
Anna Kamińska uniknęła tego. Skupiła się tak bardzo na aspektach psychologicznych i relacyjnych swoich bohaterek, że piekło komuny przewijała się tam tylko w tle i nie stawia na baczność głównych postaci. To znaczy widać nędzę i strach czasów komunistycznych – np. w opowieści o tym jak rodzina Simony na Kossakówce musiała walczyć o przeżycie albo w opisach absurdów administracyjnych, przez które musiała przechodzić Wanda Rutkiewicz przygotowując się do wypraw wysokogórskich. Sama zlecała szycie śpiworów i ubrań puchowych, starała się o szynkę czy czekoladę na wyjazd, których nie widzieli na oczy konsumenci PRLu, niewyjeżdżający na żadną wyprawę czy inną zagranicę. Zgromadzenie kilkudziesięciu tysięcy dolarów, bo tyle kosztowały wyprawy, to w przeliczniku tamtych czasów dla przeciętnego zjadacza chleba były Himalaje. Wówczas posiadanie 20$ było fortuną. Chyba z ulgą przyjęłam jednak, że nie było w tych biografiach analizy, kto sympatyzował, a kto nie, z rządzącą partią, kto kolaborował, a kto udzielał się w opozycji (nie zawsze były to kwestie rozłączne). Nie dlatego, że nie jest to ważne. Ale odarcie z tych elementów dało mi możliwość skupienia na innych aspektach. Czy to dobrze dla młodego pokolenia czytającego te książki? Nie wiem. Czy młodzie ludzie mogą sobie wyobrazić tamtejszą rzeczywistość, brak możliwości swobodnego wyrobienia paszportu, brak sponsorów (nie że brak chętnych, ale brak rynku po prostu), konieczność ciągłych umizgów względem władz, zapewne też łapówek, układów, szantaży, znajomości, wymiany barterowej. Świat wspinaczy wysokogórskich (jak i zapewne Simony Kossak w Puszczy Białowieskiej) był ucieczką od tej absurdalnej komuny i oknem na “inne”. Jednak żeby tak żyć, musieli jakąś część siebie oddać.
A z drugiej strony… Może ten świat absurdów, nieładu i załatwienia wszystkiego po znajomości ułatwił Simonie mieszkanie przez ponad 30 lat w leśniczówce w środku Puszczy Białowieskiej z własnym ogródkiem i zwierzętami domowymi (teraz by to nie było możliwe), a Wandzie przebywanie na niekończących się bezpłatnych urlopach w swoim zakładzie pracy?
Lata przełomu (upadek komuny w 1989 roku) nie są szczególnie odnotowane w obu książkach. Wanda już zbyt długo nie miała okazji nacieszyć się nową rzeczywistością. Jeszcze przekonała się czym jest swoboda wyjazdów zagranicznych oraz zasady biznesowe (które wcześniej znała przy prelekcjach i współpracy ze sponsorami zagranicznymi) świata kapitalistycznego, ale jak wiadomo – zginęła wkrótce, w roku 1992 w Himalajach. Dla Simony zaś nowe czasy musiały odgrywać istotną rolę. W latach 90-tych rozwinął się ruch ekologiczny i choć nie miał charakteru systemowego, to powstawały liczne organizacje ekologiczne oraz coraz większą rolę odgrywali liderzy tego ruchu. Wejście do Unii Europejskiej w 2004 roku, który Simona mogła jeszcze celebrować (zmarła w 2007 roku), przyniosły systemowe zmiany w zakresie ochrony środowiska.
Psychoanaliza
Zastanawiałam się jak same bohaterki odebrałyby tak skonstruowane biografie? Oczywiście książka biograficzna po śmierci opisywanej bohaterki/bohatera rządzi się swoimi prawami, a w imię prawdy, autor czy autorka ma prawo zamieszczać także niewygodne fakty, jeśli intencją jest uniknięcie hagiografii. Czy jednak odnalazłyby się w nakreślonych ramach? Simona Kossak zapewne wstydziłaby się swoich słabych ocen w szkole, niezdanych egzaminów, tego, że nie uchodziła za ładną. Całe wyzwolenie z domu, z Kossakówki, mogłaby potraktować jednak z ulgą, że została zrozumiana. No i co najmocniejsze – przeczytałaby wyznanie miłości, które deklaruje w książce jej partner życiowy, a którego nigdy nie usłyszała za swojego życia. Czy trzeba (jeszcze) więcej słów?
Simona Kossak w tej biografii jawi nam się jako osoba, która pierwotnie miotana jest różnymi wydarzeniami, niepowodzeniami, sama nie wie czego chce, nie wie w czym mogłaby się sprawdzić. To, że staje się wybitną biolożką, prekursorem nowoczesnej ekologii, staje się niemal przypadkiem. Punktem wyjścia była jej miłość do zwierząt, ale musiała to odkryć. Będąc już wybitną ekspertką od psychologii zwierząt tłumaczy: “No i teraz trzeba się zastanowić, co dalej dzieje się z takim słabeuszem, czyli zwierzęciem, które potencjalnie wcale nie było stworzone na wodza […]. Otóż często jest tak, że takie zwierzę z biegiem czasu przeobraża się w mocarza. Jeśli pomożemy dziecku zdobyć pierwszy, drugi, trzeci sukces (…), to hodujemy przyszłego zwycięzcę, a zwycięstwo z niego zrobi krzepkiego człowieka (…)”. “I tu chcę powiedzieć złotą regułę dominacji (…): nie najsilniejszy zwycięża, tylko zwycięzca staje się najsilniejszym” (“Dlaczego w trawie piszczy” audycje dla Radia Białystok). Może mówiła o sobie? O słabeuszce, której pasja, energia, niezależność i odmienność dały z czasem szansę odnosić sukces za sukcesem. Która z niepewnej siebie dziewczyny stała się mocarzem.
W przypadku Wandy chyba nie można mieć wątpliwości, iż ona urodziła się zwycięzcą, a swoją dominację podtrzymała przez całe życie. Zastanawiam się jaki jest do niej klucz, patent na zrozumienie tej osobowości? Z wypowiedzi tak wielu osób, którzy dobrze znali Wandę wyłania się postać niejednoznaczna: delikatna, wrażliwa, a jednocześnie twarda i bezwzględna, skryta, zamknięta, oszczędna w emocjach. Narcystyczna. Dostając do ręki tak bogaty materiał jaki został przedstawiony w książce, pokusiłabym się o stwierdzenie, iż mogła być typem – jak byśmy dziś powiedzieli – osoby nieneurotypowej. Takiej, która swój rozwój, postrzeganie świata, pragnienia i emocje budowała w pierwszej kolejności nie o relacje z ludźmi, a o inny punkt “zaczepienia”. Która musiała wykonać wysiłek by zrozumieć zasady jakimi rządzą się zachowania ludzkie i jak reagować w różnych sytuacjach życiowych, ale która z kolei swe pragnienia zwycięstwa i rzeczy wielkich wyssała z mlekiem matki i oddychała nimi jak powietrzem. Gdyby przeczytała swoją biografię, to może połowa opisanych tam spraw byłaby dla niej zaskoczeniem? Tylu faktów zapewne by nie pamiętała albo nigdy nie zwróciła na nie uwagi… Co więcej, może nie pamiętałaby części z rozmówców? Mogła być takim typem osoby, że po zerwaniu z kimś znajomości już od następnego dnia nigdy w życiu nie wróciła pamięcią do tej osoby. A tu postać powraca w książce… Może nie pamiętała też swych ocen w szkole, ani nawet tak szczegółowo opisanego wesela z jej pierwszym mężem? To nie jest wyrachowanie, to jest widzenie innego obrazu rzeczywistości, tak myślę. Warto w wypowiedziach na jej temat zrównoważyć opinie: aby wśród rozmówców znalazły się zarówno twardo stąpające po ziemi zaradne sekretarki, jak i osoby widzące taki pejzaż świata, jakim widziała go Wanda.
Co jeszcze miały wspólnego obie bohaterki? Były wyjątkowe, nietuzinkowe, samowystarczalne (nie należy używać tylu przymiotników!). Miały światu coś do powiedzenia. Wspólną cechą było też to, że nie założyły rodziny, nie miały na to czasu, ani pewnie talentu i przestrzeni życiowej.
Kilka czytelniczych refleksji na koniec
Napisanie książki jak olbrzymim wysiłkiem. To nierzadko są wysiłkowo “Himalaje” do zdobycia. Podziwiam pisarza, który ukończy swe dzieło. Widzimy, iż pomiędzy ukazaniem się książki: “Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu S. Kossak” (2015) a biografią: “Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci” (2017) w Wydawnictwie Literackim są tylko dwa lata przerwy więc tempo pisarskie godne pozazdroszczenia. Dzień i noc z opisywaną postacią J.
A zebrany materiał jest bogaty, pogłębiony, chwilami intymny. Profile psychologiczne postaci udało się odtworzyć autorce na podstawie dziesiątek (jeśli nie setek) rozmów.
Z obiema książkami zapoznałam się głównie poprzez audiobooka, co dało dodatkowy efekt przy tak skonstruowanych książkach. Sporą ich część stanowią wypowiedzi rozmówców, a przy odpowiedniej interpretacji lektorek (Kinga Preis w książce o Simonie oraz Danuta Stenka w biografii Wandy) dało to poczucie uczestniczenia w dyskusji. Słuchanie audiobooka miało też tę zaletę w przypadku opowieści o Simonie Kossak, iż zamieszczone są na nim oryginalne fragmenty radiowych audycji nagranych przez tę biolożkę. W tekście pisanym zaś możemy obejrzeć znakomite fotografie.
Stworzone portrety uważam za wiarygodne.
Sama chciałabym być autorką tych biografii więc pewnie przemawia przeze mnie coś więcej niż tylko refleksje związane z ich lekturą :-).