“Lata” Annie Ernaux czyli rodzice Mikołajka

W książce "Lata" noblistki Annie Ernaux najbardziej zafrapował mnie obraz Francji jaki wyłania się z tej autobiografii. Trzeba wielkiej odwagi, aby przedstawić własne pokolenie jako społeczeństwo znudzone, powierzchowne i opętane dobrami doczesnymi. A może nie zrozumiałam jej historii?
0 Shares
0
0
0

Co się robiło po wojnie?

Annie Ernaux zastosowała nietypowy sposób przedstawienia autobiografii, będącej jednocześnie, a może przede wszystkim, monografią swojego pokolenia. Opisała przekrojowo 70 lat historii Francji, tj. od czasów powojennych do współczesności, używając liczby mnogiej “my” albo pisząc bezosobowo, że coś “się robiło”. Dając wspólny mianownik sporo zaryzykowała, bo doprowadziła do pewnej generalizacji własnej generacji.  Ale to pytanie raczej do czytelników francuskich – czy identyfikują się z obrazem przedstawionym przez Ernaux? Czy przedstawiona przez nią rzeczywistość trafnie puentuje pewne trendy i zjawiska społeczne we Francji?

Powieść (krótka, liczy tylko 240 stron) zaczyna się niewinnie – od przebłysków, powidoków i wspomnień z dzieciństwa. To co zwykle “się pamięta” z najwcześniejszych lat życia a więc strzępki i  urywki rzeczywistości. Na użytek tych wspomnień pisarka często używa równoważników zdań i rzeczowników. Potem coraz częściej stosuje formę “robiło się”. Tak jak byśmy w Polsce powiedzieli: “chodziło się po gruzach”, “bawiło się w wojnę”, “grało w gumę”. Dlaczego nie podałam przykładów francuskich? Bo tu jest właśnie pewien szkopuł: istotą rzucanych przez Ernaux haseł jest to, że rozumieją je tylko osoby z jej kręgu kulturowego (przynajmniej do czasu, gdy  ewoluują ku globalizacji). I to jest naturalne. Analogicznie byłoby z pisarzem/pisarką z innego kraju. I choć przekład tej książki na język polski jest znakomity, to tłumacze czasami musieli pewne powiedzonka, dziecięce rymowanki itp. wrzucić w … polski kontekst, tym samym odchodząc od francuskiego kodu kulturowego.

O ile mówienie, że coś “się robiło jako dziecko” przynależy do uniwersum jakim jest dzieciństwo, o tyle w późniejszym okresie – w wieku dojrzewania i dorosłości – nie ma już takiej jednorodności. Zresztą autorka tę odmienność w miarę dojrzewania podkreśla, gdy jedną z najbardziej palących kwestii społecznych uznaje różnice klasowe (to nie jest moje określenie; autorka dużo tym różnicom poświęca uwagi). Sama wywodzi się z warstwy robotniczej i dążenie do awansu społecznego staje się ważnym motorem i inspiracją dla jej książek. “Lata” są zapewne punktem widzenia jej grupy społecznej. Nie znam jednak recenzji tej książki we Francji.

 

Krytyka społeczeństwa

Obraz społeczeństwa francuskiego przedstawiony przez Annie Ernaux odebrałam jako jego krytykę, choć cały czas nie jestem pewna co do intencji autorki.  Moje czytanie tej opowieści jest dodatkowo skażone punktem widzenia osoby z Europy Środkowej z kraju post-komunistycznego.

O ile po wojnie przez moment dominuje pewna wspólnota doświadczeń Francji i innych powojennych krajów, czyli  bieda, surowość życia, trauma doświadczeń, o tyle społeczeństwo francuskie (jak i inne zachodnie) zaczęło się szybko odbudowywać i tworzyć swą nowoczesną tożsamość , z dekady na dekadę , żeby w pewnym momencie (lata 60-te) osiągnąć zawrotną prędkość. Autorka opisuje sukcesywne bogacenie się społeczeństwa, aż po szaleńczy wręcz konsumpcjonizm. Nie zadaje jednak nigdy pytania, ani tym bardziej nie daje odpowiedzi, skąd taka zamożność kraju. Razi mnie w tym kontekście antyamerykańskość autorki, bo dzięki anglosaskim aliantom Francja przynależała do grupy państw zwycięskich. Poza tym czy bez Planu Marshalla i wsparcia Ameryki w tamtym okresie, Francja mogłaby osiągnąć taką świetność? A wspominając o dochodach, to o koloniach autorka pisze głównie jak o utrapieniu, zmęczeniu, a później przerażeniu z uwagi na terroryzm i problemy mniejszości narodowych we Francji. Oczywiście pisze to ze świadomym sarkazmem i francuską samokrytyką, ale nie pokazuje czytelnikowi związków przyczynowo-skutkowych.

Podczas gdy Francja przeżywała po wojnie swój galopujący renesans, u nas w Polsce wciąż tułali się po lasach żołnierze wyklęci, zafundowano nam komunizm, represje stalinowskie, a potem zabawy w Gomułkę, Gierka itd. itd. Dlatego trudno mi bezstronnie czytać francuskie “Lata”. Poza tym, nie byłabym pewnie tak krytyczna, gdyby nie fakt, że książka pretenduje do syntezy rzeczywistości i że uhonorowana została “światową” nagrodą Nobla, co daje czytelnikom z innych krajów prawo do oceny w swym własnym kontekście.

Z drugiej strony – może największą siłą Ernaux jest właśnie to, że opisała 70 lat historii Francji “bez znieczulenia” i upiększania rzeczywistości? To wielka odwaga pokazać swój kraj jak na dłoni i wystawić go na łatwą krytykę takiej osoby jak ja. Prawdopodobnie Noble literackie dostaje się za umiejętną krytykę własnego kraju.

Czy my w Polsce też mamy takie powieściowe résumé ostatnich 70-80 lat? W pierwszym odruchu przychodzą mi na myśl sagi rodzinne, które powstawały w ostatniej dekadzie jak grzyby po deszczu, np. “Stulecie Winnych”. Również w niektórych książkach Jakuba Małeckiego mamy przegląd życia całych generacji. Takie oględziny polskiego pokolenia mogłyby się zapewne znaleźć w istniejących lub nie (auto)biografiach osób urodzonych podczas wojny, jak np. Ewa Demarczyk, Wojciech Młynarski, Jerzy Buzek, Henryk Wujec, Maria Czubaszek, Simona Kossak, Stanisław Dziwisz, Andrzej Żuławski, Wanda Rutkiewicz, Jerzy Kulej,  Lech Wałęsa… itd. Czy byłaby przy tym szansa na jakąś generalizację?

Może zagraniczny czytelnik naszych polskich epopei też skwitowałby je krótko, zadał dwa pytania dlaczego nigdy jako naród nie zrobiliśmy tego i tego, albo uczyniliśmy innym to i to, a my tego pytania i naszej belki w oku od 100 lat nie dostrzegamy?

 

Mocne cytaty

Jak by na to nie patrzeć, i nawet mając świadomość odważnego i niebanalnego sarkazmu autorki, to czytelnika środkowoeuropejskiego mogą zaboleć tak szczere wyznania Ernaux jak opis jednego z efektów rewolucji obyczajowej we Francji 1968 roku: “Albo jechali na wakacje do krajów Europy Wschodniej. Na szarych ulicach, przed znacjonalizowanymi sklepami, w których nieliczne pozbawione etykiet towary pakowano w szary papier, w mieszkaniach oświetlonych wieczorem jedynie zwisającymi z sufitów nagimi żarówkami mieli wrażenie, że podróżują po niespiesznym, pozbawionym wdzięku świecie lat powojennych, gdzie brakuje prawie wszystkiego. Było to słodkie i niewypowiedziane uczucie. Nigdy nie chcieliby jednak tam zamieszkać. Przywozili haftowane koszule i rakiję. Chcieli, żeby zawsze istniały gdzieś kraje, w których nie dokonuje się postęp i które pozwalałyby się im przenosić w przeszłość”.

 Jest tu oczywiście spora dawka autokrytycyzmu pisarki (no bo ona też się kryje pod tym “my”).Mogłaby przecież napisać coś “heroicznego”, np. że francuska inteligencja bardzo wspierała polską “Solidarność” i to [też] byłaby prawda. Ale ona woli surową rzeczywistość w krzywym zwierciadle.

A oto najsłynniejszy cytat, jeszcze sprzed wspomnianej rewolucji obyczajowej: “Później dziennikarze i historycy z lubością będą przypominać zdanie Pierre’a Viansona-Pontego opublikowane w “Le Monde” kilka miesięcy przed majem sześćdziesiątego ósmego: ‘Francja się nudzi!'”.

Więc ja też je z lubością cytuję i zastanawiam się: czy w tym samym czasie w PRL-owskiej Polsce było nudno?

 

Dalsza krytyka społeczeństwa

Autorka jak widać daje gotowe cytaty czy zdania, które można wykorzystać  do “demaskowania” francuskiego społeczeństwa. Opisuje zachłyśnięcie się konsumpcjonizmem (pełne i coraz większe wózki zakupów w Carrefourze, rozmowy podczas rodzinnych obiadów głównie o dobrach materialnych, wyrafinowanie reklam). Obnaża drogę awansu społecznego, polegającą na przeprowadzce z prowincji na przedmieścia Paryża, która jednak nie wpływa na styl życia i horyzont pragnień, zakreślony przez centra handlowe. Podkreśla i dużo poświęca uwagi “nabożnemu” (to moje określenie) głosowaniu w wyborach na socjalistów, których wygrana lub przegrana nie wpływa jednak na poziom zamożności opisywanego pokolenia. Prześmiewa zaangażowanie francuskiego społeczeństwa w sprawy świata przy nierozróżnianiu procesów, myleniu nazwisk, krajów i ideologii. Boleśnie dotyka próby refleksji nad II wojną światową w 40 lat po jej zakończeniu i tego co “się stało” z francuskimi Żydami. Coraz częściej podkreśla strach w społeczeństwie przez Arabami, terroryzmem i niebezpiecznymi przedmieściami dużych miast Francji.

Obnaża poczucie wyższości Francuzów względem transformacji ustrojowej społeczeństw na wschód od Berlina na początku lat 90-tych:  “Kraje w środku i na wschodzie Europy – dotąd nieobecne w naszym geograficznym imaginarium – mnożyły się, bezustannie się dzieląc na nowe “grupy etniczne”, termin, odróżniający ich od nas i od poważnych społeczeństw, sugerował zacofanie, którego dowodem był powrót religii i nietolerancji” . Ciekawe, bo w tych społeczeństwach, które właśnie odzyskały wolność i niepodległość, zamiłowanie elit francuskich do komunizmu uważane było za rzecz niedojrzałą i niepoważną…

Annie Ernaux brutalnie (ale i z przymrużeniem oka jak sądzę) wskazuje co było w tym czasie azymutem etycznym dla społeczeństwa francuskiego: “Handlowa wyobraźnia nie znała granic. Zagarniała na swoje potrzeby język ekologii i psychologii, stroiła się w szaty humanizmu i sprawiedliwości społecznej (…). Była moralnością, filozofią, jedyną słuszną formą naszych egzystencji. ‘Życie. Prawdziwe. Auchan'”.

Zdaję sobie sprawę, że skoro autorka sama demaskuje własne społeczeństwo, to ja prawdopodobnie czynię nadużycie podnosząc tę rzuconą rękawicę i nią wymachując. Ale poruszyła mnie ta historia.

W “Latach” Annie Ernaux dotyka oczywiście sporo innych wątków. Punktem zwrotnym jej życia i całego jej pokolenia była rewolucja obyczajowa w 1968 roku i następujący po niej podział społeczeństwa na dwa obozy. Bardzo ważny jest też aspekt feministyczny. Ja nie będę go poruszać, bo raz, że o tym jest sporo w innych recenzjach i omówieniach, a dwa, że ten wrażliwy temat wolę zgłębić w innych, bardziej osobowych książkach Ernaux, gdzie autorka używa emocji opisując swoje przeżycia. Ponadto ten tekst robi mi się zbyt długi i Internet wyliczy mi sporo minut na jego przeczytanie, a chciałabym jeszcze krótko coś o Mikołajku napisać. I o innych uroczych kwestiach, bo choć autorka tak bardzo chce dokuczyć Francuzom, to przecież nie sposób nie uznać ich uroku.

 

Mikołajek

Bohater książek René Goscinnego i ilustratora Jean-Jacques’a Sempé’go  – Mikołajek, to dziecko pokolenia Ernaux, czyli urodzonego w czasie wojny. 100%-owe francuskie dziecko, znane na całym świecie, stworzone przez Żyda pochodzenia polskiego i rosyjskiego, który podczas wojny musiał wyemigrować z Francji do Argentyny. Mikołajek jest synem rodziców z klasy robotniczej, mieszkającej w Paryżu, uczęszczający do szkoły, w której nie ma mniejszości narodowych i w której jedyną osobą nieneurotypową jest najlepszy uczeń Ananiasz. W najnowszym animowanym filmie o przygodach Mikołajka pt.: “Szczęście Mikołajka” jest scena, w której dzieci wyjeżdżają na obóz wakacyjny. Rodzice się o nich zamartwiają i tęsknią, a okazuje się, że jedyną osobą, która ledwie przeżyła tę przygodę i wróciła z płaczem do domu to… opiekun dzieci na obozie. Annie Ernaux opisując młodzież końca lat 50-tych, ma do tego doskonały wstęp: “Inni zatrudniali się jako wychowawcy na koloniach i mogli dzięki temu pojechać w nieznany region kraju, odkrywać Francję i zarabiać na książki do następnej klasy, przemierzając szlaki i śpiewając harcerskie piosenki u boku tuzina wrzaskliwych chłopców lub namolnych dziewczynek, zaopatrzeni w surowicę przeciw jadowi żmii i z drugim śniadaniem w chlebaku. Dostawali swoją pierwszą wypłatę, numer ubezpieczenia społecznego. Byli dumni z odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa, stawali się tymczasowymi nosicielami świeckiego i republikańskiego ideału, którego radosną realizację stanowiły ‘metody aktywnej edukacji'”.

 

Na zakończenie

Urocze są też opisane w książce wspólne wielopokoleniowe obiady w rodzinach francuskich, dbałość o dobre jedzenie i  o niebylejakość, a także troska o starsze pokolenie. Porusza refleksja pisarki na temat przemijania i odkrywania własnej starości. Mam też jedno absolutnie wspólne doświadczenie z pisarką: śmierć 16-letniej kotki i pochowanie jej w poczuciu opłakania wszystkich wcześniejszych razem wziętych ludzkich śmierci w rodzinie.

 

Podsumowując, książka była dla mnie ciekawym doświadczeniem, choć daleka jestem od pełnego zrozumienia twórczości tej pisarki.

 

0 Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

You May Also Like
byc jak Maria okładka

Dzienniki, listy i reportaże Być jak Maria

Mówi się, że gdy człowiekowi ciężko w życiu, szczególnie wtedy warto sięgnąć po książki. Pozycje bibliograficzne poświęcone Marii Skłodowskiej-Curie należą do tych wzmacniających ducha. Oczywiście można je czytać nie tylko w przypadku chandry :).

Biografie Pożegnanie z Syberią

Początek lat 90-tych XIX w. Maria Skłodowska rozpoczyna naukę na Sorbonie, Jan Ignacy Paderewski rusza na muzyczne tournée po USA, Henryk Sienkiewicz układa "Quo vadis?", a słynna aktorka Helena Modrzejewska gra w repertuarze szekspirowskim. W tym czasie zaś dwaj bracia Piłsudscy: 24-letni Ziuk i rok starszy Broniś, jeden siedzi bez sensu przed chatą we wsi Tunka nad Bajkałem, a drugi właśnie poznał etnografa Sternberga i próbuje sens odnaleźć - na swój prawie 20-letni pobyt na Sachalinie.

Biografie W dzikiej głuszy i na szczytach gór

"Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu S. Kossak" oraz "Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci" to biografie dwóch kobiet autorstwa Anny Kamińskiej. Simona Kossak i Wanda Rutkiewicz urodziły się w 1943 roku i przez niemal pół wieku ich życie toczyło się równolegle. Autorka skupia się na zarysowaniu portretów psychologicznych swych bohaterek. Chce się dowiedzieć co sprawiło, że ich życie było wyjątkowe. Co jeszcze łączy te kobiety i te dwie książki biograficzne?

Biografie Biografia viva i lekcja przyrody

Kiedyś botaniką, mineralogią, paleontologią czy astronomią zajmowali się najwybitniejsi myśliciele danej epoki. Wytyczali granice pojmowania świata i rozwoju cywilizacyjnego. Ogrody botaniczne, kolekcje minerałów, gabinety osobliwości i obserwacje gwiazd przynależały do sfery elit świeckich i duchownych. Czy teraz to tylko "parki jurajskie" i frajda dla koneserów? Biografistka Krystyna Buzarewicz przez rok żyła życiem XVII-w. botanika, Jerzego Andrzeja Helwinga, swojego krajana z Węgorzewa.