SPIS TREŚCI
A i współcześnie lektura gwarantuje szok poznawczy, szczególnie jeśli zagłębimy się w nią na przykład zaraz po omawianej w innym wpisie książce Magdaleny Samozwaniec “Maria i Magdalena”.
Cudowna kraina
“Naprawa wciśnięta jest w dolinę między Jordanowem, Łętowiną, Krzeczowem i Skomielną Białą. Przecina ją na wschodniej granicy zakopiański gościniec, po którym raz na cztery godziny przebiega pod górę zabłocone auto. […]. Od karczmy na Halkowie pełza ku Luboniowi gęsty las. Drzewa jest tu dość. Puszcza szumi głośno, można się w niej zgubić. Od Naprawy wspina się człowiek lasem ku Mszanie Dolnej, idzie przez pół dnia i skrawek świetlistego nieba zaledwie parę razy przed wzrokiem się przebije”.
Tak opisywał tę krainę Jalu Kurek, a wiedział co pisze, bo z Naprawy pochodził. Zapewne takich doznań jesteśmy pozbawieni jadąc obecnie drogą szybkiego ruchu S7. W okresie międzywojennym trasę do Zakopanego można już było pokonać samochodem (niewielki był to ruch jak widać z opisu powyżej) lub pociągiem. We wcześniejszym okresie pociąg dojeżdżał do Chabówki (czyli kawałek za tą doliną), a dalej można było do Zakopanego przemieścić się furką. W każdym razie opisywany rejon był swoistą bramą na Podhale dla jadących tam turystów. A i sam w sobie przyciągał odwiedzających: krakowskich letników, kuracjuszy, narciarzy, uczniów jadących na wakacyjny odpoczynek, artystów; był to też szlak handlowy na jarmark do Nowego Targu.
O uroku tego miejsca zaświadcza również Magdalena Samozwaniec w “Marii i Magdalenie” w opisie wyprawy do Zakopanego:
Na Lubniu, jak zwykle podczas samochodowych wycieczek, musiał odbyć się tzw. podkurek. Tatko zatrzymał maszynę i wyciągnął spod siedzenia skórzaną kantynę, w której była zawsze gdańska “Złotówka”, krakowska kiełbasa, chleb i masło. Nie było na świecie większych przysmaków. Tatko krajał kiełbasę w wielkie kawały i wszystkim po kolei dawał pić z tego samego kubka wódkę, w której pływały złote opiłki. […]… podjadłszy tęgo, wyciągnął z wozu swoją kasetę z farbami, postawił na niej kartonik i począł szybko malować na nim fragment lasu.
Nie ukrywam, że ten cytat jest szczególny. Można nawet powiedzieć, że postąpiłam tendencyjne i pretensjonalne umieszczając go w tym tekście. Ale obnaża to, co chcę obnażyć. O tym za chwilę.
Awangarda i reportaż. Naturalizm przede wszystkim
Jalu Kurek był pisarzem, dziennikarzem, redaktorem naczelnym czasopisma literackiego “Linia” i członkiem grupy literackiej Awangarda Krakowska, działającej w latach 20-tych XX w. Celem awangardzistów było, jak powszechnie wiadomo, stworzenie nowych form i stylów artystycznych, przełamywanie dotychczasowych środków wyrazu oraz poruszanie tematów tabu.
“Grypa szaleje w Naprawie” była dziełem nowatorskim – awangardowym połączeniem reportażu z fabułą fikcyjną. Sam reportaż był wówczas raczkującym gatunkiem książkowym. Wykorzystanie materiału reporterskiego do powieści dało zaskakujący dla czytelnika efekt realizmu. Część fabularna, w którą pisarz obudował książkę, ma również charakter naturalistyczny. Całość autor dopełnił rozbudowanymi opisami lirycznymi, które poświęcone są głównie przyrodzie i naturze i w zamierzeniu miały nie odbiegać od warstwy reporterskiej i naturalistycznej.
Oprócz awangardowych celów, powieść miała zapewne spełnić również funkcję agitacji społecznej.
W 1934 roku odnotowano liczne zgony we wsi Naprawa. Część reporterska książki odnosi się właśnie do tych wydarzeń. Ale zaskakujące, bo temu głównemu wątkowi poświęcono tylko może paręnaście stron. Fabuła-fikcja jest niezbyt rozbudowana i osnuta wokół kilku osób. Mamy kontraktowych nauczycieli z miasta (prototyp Konopielki można by rzec) i innych inteligentów przebywających w Jordanowie i w samej Naprawie. Bohaterami są również chłopi, część z nich wymieniona z imienia i nazwiska, dwie panie trudniące się prostytucją (te z kolei może są prototypem panien Ponckich z “Widnokręgu” Myśliwskiego), urzędnicy, lekarze. I przede wszystkim natura i przyroda, które zdają się odgrywać rolę pierwszoplanową.
Część naturalistyczna, mocno rozbudowana w książce, snuje się głównie wokół potrzeb seksualnych. Autor, zgodnie z ideą awangardy przełamuje różnego rodzaju tabu. Skupia się na opisie cielesnych pożądań, zarówno tych w samotności, jak i w duecie, spełnionych i niespełnionych, połączonych z uczuciem lub za pieniądze.
Równoległą dominantą jest przyroda ze swoimi prawami. Jalu Kurek zastosował niezwykłe jej deskrypcje, metafory i rozbudowane porównania poetyckie. Dał się temu ponieść tak dalece, że doprowadził w swej powieści wręcz do rozchwiania atmosferycznego i astronomicznego. Chyba sami bohaterowie książki już nie wiedzieli, czy leje się na nich żar z nieba czy ulewa, czy noc jest biała czy pochłania swą czernią, jaka jest faza księżyca i czy on zdążył wzejść zanim zaszło słońce. Rozbudowany opis zmierzchu następuje czasem tak szybko po rozbudowanym opisie poranka, że umiejscowieni tam chłopi ledwie nadążają z wyjściem w pole. Zmiany pogody następują tak często i apokaliptycznie, że chyba nawet jak na Podhale trochę tego za dużo.
Żeby nie trzymać dłużej w napięciu – czym jest tytułowa “grypa”?
Na użytek omówienia tej pozycji książkowej nie unikam tak zwanych spoilerów. Książka ukazała się prawie 90 lat temu, ma liczne opracowania, a ja w sumie nie zachęcam do jej przeczytania, gdyż jest to lektura raczej dla koneserów niż tzw. “do poduszki” więc – mówiąc krótko – zdradzę jej “tajemnicę”.
Czy nagłe i liczne zgony w Naprawie to też czynnik naturalny? Co za tym stoi? Każdorazowo gdy lekarz spieszy do przepełnionego boleścią pacjenta, nie zdąża z pomocą medyczną, gdyż zastaje już ciało zmarłe. We wsi dużo ludzi choruje, przeziębia się, gorączkuje, taki sezon. A więc lekarz orzeka grypę. Pierwszy, drugi, dziesiąty przypadek. Normalnie epidemia. Wszyscy decydenci zapewne oddychają z ulgą. Grypa, rzecz obiektywna. Nic się nie poradzi (nie było wtedy jeszcze maseczek, tych konkretnie szczepień ani pomysłu na izolację)…
Jalu Kurek-reporter docieka co się dzieje na wsi. Ale nie czyni śledztwa, bo on tak naprawdę to wie. To jego rodzinna wieś. Jest przerażony śmiertelnością krajan.
Czy to grypa, czy może inny seryjny zabójca?
Pomiędzy rozterkami uczuciowymi głównych bohaterów, autor umieszcza w tle podpowiedzi dla czytelnika.
“Nad ranem, kiedy Naprawa spała, mełł Wojtek na żarnach w sieni ukradkiem ostatki jęczmienia na kluski, które były całodniową strawą domu. Nie powinien się nikt o tym dowiedzieć. Wszędzie już bowiem naokoło jadano tylko raz na dzień wodziankę z plackami ze zmarzniętych ziemniaków.”
“Najbardziej cierpiała dziatwa. Stary zadowoli się byle czym, nie doje, nie dośpi, a żyje. […] Ale dziecka głodnego nie nasycisz prędko.”
“Nędza głodowa dała się wsi we znaki już pod koniec jesieni. […] Nieustanne deszcze w okresie zbiorów zniszczyły jarzyny i okopowiznę. Ziemniaki, zbierane w deszczu, zgniły w sześćdziesięciu procentach. To samo dotyczyło grochu, fasoli, buraków i kapusty. Pasza wygniła na polach zanim ją skoszono”.
Prawdopodobnie czytelnik lat 30-tych XX w. nie był przygotowany na informację, iż ludzie na wsi umierają z głodu. Spora część inteligencji zapewne obeznana była czytelniczo z nędzą chłopską i niedolą ludzką, ale tą XIX-wieczną – z “Naszej szkapy”, “Anielki”, czy “Janka Muzykanta”. A co innego dowiedzieć się, że gdzieś tu koło nas, choćby niedaleko Krakowa, w tak miłym kurorcie i w tak pięknych plenerach malarskich chodzą ludzie-szkielety o zakwaśniałych z pustki żołądkach, nagie dzieci z opuchlizną głodową miesiącami nie wychodzą z domu, bo nie mają ubrania i siły, że trawa i kora z drzewa to też pokarm dla ludzi. W Polsce lat 30-tych panowała “epidemia” głodu na wsi. Ludzie umierali, bo nie mieli co jeść.
I stąd mój na początku tekstu mało elegancki, tendencyjny cytat z “Marii i Magdaleny” – o posiłku bogatych mieszczan w drodze do Zakopanego przez podhalańską wieś.
****
W 1935 roku ukazały się wstrząsające “Pamiętniki chłopów”, które potwierdziły ten stan rzeczy.
*****
Obecnie wraca do łask nurt chłopski w literaturze. Żeby nie powiedzieć moda. Jak grzyby po deszczu powstają historie chłopstwa, wiejskie dzieje kraju, rozliczenia z pańszczyzną, nowe definicje tożsamościowe polskiego od-chłopskiego społeczeństwa, mnożą się liczne książkowe realizmy magiczne z lokalnymi wspomnieniami w tle.
Być może czas nazwać “polski głód” w dobie wielkiego kryzysu.