byc jak Maria okładka

Być jak Maria

Mówi się, że gdy człowiekowi ciężko w życiu, szczególnie wtedy warto sięgnąć po książki. Pozycje bibliograficzne poświęcone Marii Skłodowskiej-Curie należą do tych wzmacniających ducha. Oczywiście można je czytać nie tylko w przypadku chandry :).
0 Shares
0
0
0

Duży wybór biografii

Tak jak napisałam we wstępie do bloga, każdy pamiętnik, wspomnienia, biografie omawiam nie w odosobnieniu, ale w połączeniu z inną książką lub punktem odniesienia. A teraz nawet zachęcam do jednoczesnego czytania kilku publikacji o Marii Skłodowskiej-Curie (MS-C), najlepiej w układzie: wybrana biografia tej uczonej, jej autobiografia oraz korespondencja. Autentycznych dzienników noblistki z pracy w laboratorium nie polecam, gdyż wciąż są radioaktywne i takie będą przez najbliższych 1500 lat (przechowywane są w archiwach państwowych Francji).

Wybór biografii jest duży, choć niewiele z nich zostało napisanych przez Polaków, jeśli nie liczyć pamiętników i dzienników rodziny lub współpracowników Marii (wykaz których można znaleźć na stronie Piękniejsza Strona Nauki (http://piekniejszastronanauki.pl/maria-sklodowska-curie/maria-sklodowska-curie-we-wspomnieniach-najblizszych/).

Najważniejszą pozycją biograficzną, klasykiem, jest dzieło napisane przez młodszą córkę Marii, Ewę Curie, w trzy lata po śmierci matki. Autorka, jak sama przyznaje, śpieszyła się z napisaniem tej biografii, aby nikt, kto nie znał jej matki tak dobrze, nie ubiegł jej w tych wysiłkach. Książka jest niezwykła, pokazująca geniusz i charyzmę wybitnej kobiety, a także bazująca na spojrzeniu od strony rodziny, na podstawie wspomnień i artefaktów. Wiele z tych rodzinnych pamiątek zostało zagubionych lub zniszczonych w czasie II wojny światowej i choćby z tego powodu cenna jest ta przedwojenna biografia. Niektórzy zarzucają jej stronniczość, gdyż córka nie pokazała skaz na życiu uczonej, nie napisała nic o skandalizującym romansie Marii z żonatym mężczyzną (w kilka lat po śmierci Piotra Curie, męża Marii). Nie sądzę jednak, żeby można było tego wymagać od córki. Najwidoczniej nie uznała tych wydarzeń za godnych upamiętnienia, szczególnie, że pisała jeszcze w żałobie po matce. Zarzuca się, że nie ma w tej biografii człowieka z krwi i kości. Do tego wątku jeszcze powrócę, przy okazji innych książkowych prób “uczłowieczających” noblistkę.

Inną doskonałą lekturą poświeconą życiu Marii Curie jest biografia napisana w 1981 roku przez Françoise Giraud, byłą minister ds. kultury Francji (a wcześniej jedną z pierwszych redaktorek naczelnych pisma “Elle”, a może nawet pierwszą) – “Maria Skłodowska-Curie”, franc. ” Une femme honorable”. Autorka pochyla się nad swoją bohaterką z empatią i czułością i swą opowieścią hipnotyzuje czytelników. Pamiętać jednak należy, iż dopiero w 1990 roku udostępniono we Francji materiały archiwalne dotyczące małżeństwa Curie (m.in. pamiętnik żałobny Marii po śmierci Piotra). Autorka tej pozycji biograficznej nie miała jeszcze możliwości skorzystania z nich. A szkoda! Na pewno w późniejszym okresie była pod dużym wrażeniem choćby treści korespondencji pomiędzy Marią a córkami.

Z kolei materiały te oraz wspomnienia rodziny Skłodowskich, o których wspomniałam powyżej (rodzeństwa Marii, jej ojca) stały się punktem wyjścia dla amerykańskiej – jakżeby inaczej – dziennikarki Susan Quinn, która po 6 latach badań nad archiwaliami napisała gruntowną biografię “Maria Curie: A life”. Uważa się, że pozycja ta reportersko w pełni oddaje wymiar życia uczonej i jej rodziny: autorka opisuje trudne lata dzieciństwa i młodości Marii w zniewolonej Polsce, pisze o niezwykłej miłości i partnerskim małżeństwie państwa Curie, o rozpaczy w jaką pogrążyła się Maria po tragicznej śmierci męża, a w naukowym wymiarze – nie tylko o sukcesach uczonej, ale i o jej porażkach, o odrzuceniu kandydatury Marii Curie przez Francuską Akademię Nauk, która nie przyjmowała kobiet do swego grona. Autorka porusza też temat romansu wdowy z żonatym naukowcem Paulem Langevinem (Françoise Giraud też o tym pisała). Po ujawnieniu przez gazety-brukowce korespondencji kochanków, w której Maria namawiała swego partnera do porzucenia żony, a już na pewno do zaprzestania relacji intymnych z żoną, wybuchł wstrząsający skandal we Francji. Przydarzyło się to w tym samym momencie co przyznanie Marii Curie drugiej Nagrody Nobla, o czym wiadomość otrzymała w swe 44 urodziny. Skandal omal nie zaważył na przyznaniu szwedzkiej nagrody, która zresztą nie uratowała Marii przed medialnym linczem i odrzuceniem przez francuską opinię publiczną. Noblistka została symbolicznie opluta, znieważona, nazwana cudzoziemką, “żydówką” (bo na drugie imię miała Salomea) oraz nakłoniona do opuszczenia Francji. Co uczyniła, chroniąc się i ratując zdrowie w Anglii. Zaopiekowały się nią tamtejsze sufrażystki i pomogły wrócić do zdrowia (na pomoc ze strony sufrażystek mogła też liczyć Kazimiera Iłłakowiczówna – o czym w innym tekście w dziale biografii). Niektórzy zarzucają tej autorce biografii nadmierną koncentrację na aspektach feministycznych i emancypacyjnych, a pomijającą inne zagadnienia (np. patriotyzmu względem Polski).

Z innych prób spisania życiorysu Marii – mamy też na polskim rynku niedawno wznowioną przez Wydawnictwo Dolnośląskie książkę z 2005 roku pod tytułem “Geniusz i obsesja. Wewnętrzny świat Marii Curie” Barbary Goldsmith (pierwsze polskie wydanie w 2006, drugie w 2021, oba w tym Wydawnictwie). I tu właśnie przydało mi się czytanie równoczesne: łącznie z “Listami. Maria Curie i córki”, również wydanymi przez Wydawnictwo Dolnośląskie (2011), “Autobiografią i Piotr Curie”, GALANT Edition 2017 (oryginalnie napisaną przez noblistkę w języku angielskim na rynek amerykański), a także z zestawem korespondencji pt.: “Drogi Józiu. Listy Marii Skłodowskiej-Curie do rodziny w Polsce”, przy czym ta ostatnia pozycja nie jest zbyt obszerna (nowe Wydawnictwo Sophia z Poznania).

Biografia przygotowana przez Barbarę Goldsmith (pisarkę znaną w Polsce również z książki o procesie sądowym Barbary Johnson, pochodzenia polskiego, o spadek po mężu miliarderze z dziećmi męża z poprzedniego małżeństwa: “Johnson v. Johnson”) jest rzetelna i wciągająco napisana. Po jej przeczytaniu możemy powiedzieć, że sporo wiemy o życiu polsko-francuskiej uczonej. Książka ma ten walor, że przybliża czytelnikowi w miarę bezboleśnie zagadnienia fizyczne i chemiczne (tak, że nawet masa spoczynkowa czytelnika będącego lata świetlne od zakończenia nauki w liceum uzyskuje jakąś energię E=mc²) – przybliża nam za co dokładnie przyznano uczonej Nagrody Nobla, jak wyglądał ówczesny świat nauki, jakie pojawiały się zagadnienia do rozstrzygnięcia, z czego wynikały i jakie miały zastosowanie w praktyce, jest też opis konkurencji naukowców na polu odkryć oraz ślepych uliczek w tezach naukowych. Barbara Goldsmith otrzymała nawet nagrodę za najlepszą książkę w zakresie fizyki napisaną przez nie-fizyka, przyznaną przez Amerykański Instytut Nauk Fizycznych (American Institute of Physics).

“Uczłowieczanie” Marii Curie

To jakie mam zastrzeżenia do tej książki, to nieudana próba “uczłowieczenia” noblistki przez autorkę. Już sam tytuł odnoszący się do wewnętrznego świata Marii sugeruje, że zagłębimy się w tajniki psychiki uczonej. W mojej ocenie (ale także innych czytelników, z których opiniami zapoznałam się na portalu “Lubimy czytać“) autorka nie potrafiła uchwycić geniuszu Marii, za to poszła na skróty w domniemaną, choć nie do końca wytłumaczoną “obsesję”. I najwidoczniej wyszła z założenia, że aby zrobić z Marii Curie człowieka “z krwi i kości” należy przypisać jej różne słabości, wady, niedoskonałości czy nawet skazy. Tak to jest jak zwykły człowiek próbuje mierzyć własną miarą osobę wybitną… (to stwierdzenie jest oczywiście złośliwe z mojej strony).

O ile nietrudno się zgodzić, że człowieczym wymiarem Marii były jej choroby, depresje (po śmierci ukochanych osób, najpierw matki i siostry, potem męża), czy też namiętności, o tyle pozbawianie jej mocnych stron w innych dziedzinach życia wydaje mi się nieuprawnione. Żeby to zrozumieć, przydało mi się właśnie czytanie kilku książek równocześnie, które szybko weryfikowały tezy Barbary Goldsmith. Na przykład niezrozumiałe jest mocne stwierdzenie biografistki, iż: “Maria darzyła muzykę niewielką sympatią, czy jeśli o tym już mowa, jakąkolwiek sztukę”. Podczas gdy wiemy, iż Maria, będąc ubogą studentką w Paryżu, pomieszkującą w nieogrzewanych pokoikach na poddaszach paryskich kamienic, poświęcała się wyłącznie nauce, ale niekiedy też… grywała w amatorskim teatrze (w ramach wystawiania sztuk o Polsce poznała zresztą wtedy Ignacego Jana Paderewskiego, który lata później wspierał córkę Marii – Ewę w jej nauce gry na pianinie). Ponadto w swej “Autobiografii…” Maria pisze: “Od dzieciństwa kochałam poezję i chętnie uczyłam się na pamięć długich utworów lub urywków z naszych wielkich poetów. […] Upodobanie to rozwinęło się jeszcze bardziej, kiedy nabrałam wprawy w językach obcych. […] Muzyki uczyłam się niewiele. […] czego później niejednokrotnie żałowałam”.

Trudno uczonej również odmówić talentu plastycznego. Oto kartka z pamiętnika z jej rysunkiem ukochanego wyżła Lanceta:

Znacznie poważniejszy zarzut, który autorka czyni Marii, był jej rzekomy brak wrażliwości, czułości czy zlodowacenie w stosunku do córek, który manifestował się przede wszystkim w najtrudniejszych okresach, czyli po śmierci Pierra’a, później po skandalu z kochankiem i w okresie podupadania na zdrowiu. Dziewczyny bardzo często wysyłane były na długie wyjazdy, a w najdramatyczniejszym czasie, gdy Maria chorowała, nie widziały się z matką przez rok. O trudnym, przepełnionym wieczną tęsknotą dzieciństwie pisze Ewa, sama zresztą nazywa matkę “sztywnym, zimnym i zastraszająco spokojnym automatem”, ale to określenie odnosiło się do okresu żałoby!

Korespondencja Marii Curie z córkami nie daje podstaw do wysunięcia wniosku, że była nieczułą matką. Wręcz przeciwnie.

Samotna matka

“Maria Curie i córki. Listy” to zbiór korespondencji 200 listów napisanych przez matkę i córki od 1905 roku, aż do śmierci Marii, zebranych przez wnuczkę noblistki, Hélène Langevin-Joliot. Jest to jedna z moich ukochanych lektur, której nienachalne przesłanie wielokrotnie dało mi do myślenia. Przytoczone listy wypełnione są czułością, tkliwością, buziaczkami, rzeczywiście – tęsknotą, okrutną i wieczną, ale też dbałością o każdy aspekt życia dziewczynek i ich wychowania.

No ale umówmy się – jak można być doskonałą matką w sytuacji gdy: jest się wdową, dźwigającą samotnie ciężar wychowania córek odkąd starsza miała lat dziewięć, a młodsza zaledwie 16 miesięcy; gdy się jest emigrantką bez stałego towarzystwa swej rodziny, pochodzącą z kraju, który właśnie walczy o niepodległość; gdy teściowie, w tym ukochany dziadek starszej córki Ireny, również wcześnie zmarli; gdy się samemu często choruje i wymaga to wielu miesięcy terapii; gdy się samotnie utrzymuje finansowo dom, pracownię oraz naukę córek; gdy badania laboratoryjne wymagają kilkunastogodzinnych prac non-stop; gdy – będąc samotną matką – trzeba przetrwać I wojnę światową, która tak bardzo dotknęła Francję (przy czynnym zaangażowaniu w leczeniu rannych na froncie), no i bagatela! – gdy się jest podwójną noblistką, jedyną kobietą-profesor zwyczajną na Sorbonie, osobą znaną na całym świecie, rozszarpywaną przez tabloidy i z której domu gawiedź zrobiła sobie atrakcję turystyczną. Jak to wszystko przetrwać? Na pewno te zawirowania losu doprowadziły do częstej i nieuniknionej rozłąki pomiędzy matką a córkami. Ale listy pomiędzy nimi świadczą o ich niezwykłej więzi. Nie ma tu deprywacji emocjonalnej.

I właśnie w relacjach z córkami dopatrywałabym się “człowieczeństwa” Marii, ale nie z poziomu jej niedoskonałości tylko wręcz przeciwnie – w wymiarze głębi jej matczynych uczuć i trosk.

Warto w tym miejscu przypomnieć, iż po urodzeniu swej pierworodnej córki Ireny, Maria prowadziła dzienniczek karmienia piersią oraz etapów rozwoju niemowlaka tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu…

Wracając do listów, nie wiem czy kultura epistolarna tamtego okresu narzucała afektowane zwroty, czy też może język francuski wymuszał pewną konwencję, która po przetłumaczeniu na język polski brzmi bardzo uczuciowo, niemniej jednak listy te są nieustająco wyznaniem miłości, a przecież niekiedy pisane były codziennie! Po okresie zawirowań związanych ze skandalem i chorobami Marii i długą rozłąką z dziewczynkami, a potem po zakończeniu wojny, ich rozstania są mniej dramatyczne, dotyczą głównie wyjazdów na wakacje. Ich zwyczajem, nie wiem czy nie wręcz obowiązkiem, było spędzać długie miesiące nad morzem. W listach, oprócz wyrażanej tęsknoty, piszą o sprawach organizacyjnych, relacjonują swój dzień, opisują co przeczytały, z kim się spotkały. Maria wysyła Irenie (a czasami też Ewie, choć z gorszym efektem) zadania z matematyki i fizyki, które córka uwielbiała rozwiązywać.

Hop do wody!

To co mnie najbardziej rozczuliło i ubawiło w listach (choć pewnie i zaimponowało), to codzienne obustronne relacje ile komu udało się zażyć sportu i aktywności fizycznej. Takie wychowanie sportowe było czymś niezwyczajnym w ówczesnej Francji. Obowiązkowo była gimnastyka dziewczynek, długie, kilkudziesięciokilometrowe wyprawy rowerowe (do historii przeszedł też rowerowy miesiąc miodowy państwa Curie) i takież wyprawy piesze. Ale przede wszystkim ich wewnętrznym imperatywem było… pływanie: dzień bez kąpieli morskiej był dniem straconym. Dziewczynki relacjonowały mamie ile razy dziennie się kąpały, jakim stylem pływały, jaka była temperatura wody i wysokość fal. Na wakacje jeździły zwyczajowo do Bretanii do l’Arcouest, które z czasem stało się miejscem wypoczynku dla grona zaprzyjaźnionych naukowców z Paryża i ich dzieci. Wzajemnie się żywili, pomieszkiwali, opiekowali swoimi dziećmi, mieli wspólną łódź do żeglowania i wspólnego na niej kapitana. Łowili krewetki, pomagali w suszeniu wodorostów, a także w żniwach w okolicznych wsiach. Jak pisze Ewa Curie, “Arkuestyjczycy” byli podzieleni na cztery kategorie: ‘filistyni’, czyli obcy, ‘słonie’ – słabi żeglarze i pływacy, ‘marynarze’ – godni przebywania w l’Arcouest, oraz ‘krokodyle’ – wspaniali pływacy i żeglarze (na podstawie przypisu w książce “Listy…”).

A Maria odwzajemniała się tym samym. Nie była gorsza. Kąpała się w okresie letnim wszędzie gdzie tylko jej się udało. Nawet jak jeździła na konferencje naukowe do Genewy, to w dogodnej chwili (np. po spotkaniu z Einsteinem) robiła hop! i pływała w Jeziorze Genewskim (przy okazji – ku jej zaskoczeniu dowiedziała się, że autor teorii względności nie umie pływać). Gdy któregoś razu córki napisały jej z Bretanii, że nauczyły się nurkować, to tak im odpisała (mając już ponad 50 lat i cierpiąc chorobowo z powodu licznych napromieniowań):  “Tak czy owak, jestem teraz jedyną osobą z nas, która nie nurkuje, a to sprawia, że nabieram ochoty, żeby kiedyś spróbować”.

Przyznam się, że czasem latem nad polskim morzem, w niektóre dni, gdy Bałtyk wydaje się jakby zimniejszy i człowiek niechętnie rusza do wody, to wtedy nachodzi mnie natrętna myśl: “A Maria to by się wykąpała!” No i co tu zrobić z takim nakazem moralnym…

“Klucze do moich szaf zostawiłam w zwykłym miejscu, a klucze do konfitur i inne klucze są w komodzie”

Ludzkim wymiarem Marii (choć czy takie pływanie jest w ogóle ludzkie??) było też smażenie konfitur, informowanie po ile są brzoskwinie na targu, instruowanie córki w różnych aspektach organizacyjnych, że ma wymienić pęknięte płytki, zapłacić za pralnię, kupić węgiel, zwalczyć mole w szafie itd. Była też jej ludzka opieka nad kotem, zwanym “szczurkiem”, który dzielnie wyjeżdżał z dziewczynkami na wczasy: “Cieszę się, że kot nie sprawił Ci zbyt wiele kłopotu w podróży i że wszystkie trzy jesteście prawie zadowolone i urządzone (wszystkie, bo to jest kotka!)” – pisze Maria do Ewy z Paryża do l’Arcouest, 30 lipca 1922 (o jak miło – 100 lat temu). A we wcześniejszym lipcowym liście – do Ireny – Maria formułuje wstrząsające jak na siebie słowa: że ogarnęło ją wielkie lenistwo i że w ogóle nie pracowała….

Odnośnie treści listów – warto także zwrócić uwagę na fakt, iż, pomijając odniesienia do wydarzeń historycznych, które wówczas miały miejsce, jest ona na wskroś współczesna. Nie mam poczucia, że coś trąci myszką, czy że te trzy kobiety są archaiczne. Ich wybitne osobowości wychodziły mentalnie poza swoją epokę.

Podsumowując ten wątek, nie doszukiwałabym się na siłę jakichś niedoskonałości w osobie Marii Curie. 🙂

Bądź jak Kopciuszek

Wracając zaś do mojej rekomendacji we wstępie, iż warto czytać książki poświecone tej uczonej, wtedy (też), gdy ma się gorsze okresy w życiu, chciałabym poświęcić temu kilka słów.

Wielu z nas w chwilach zwątpienia potrzebuje literatury motywacyjnej. Klasykiem w tym zakresie jest bajka o Kopciuszku, którą wszyscy kochamy. Pierwszy etap biografii Marii to taka bajka właśnie:

– z biednej uczennicy, która raz, że nie może się wykształcić z tego powodu, że jest kobietą, a dwa, że nie wolno uczyć się w języku polskim,

– z dziewczyny pogrążonej w żałobie po śmierci matki i najstarszej siostry,

– z ubogiej krewnej, która musiała dorabiać w charakterze guwernantki, żeby zarobić najpierw na studia swej siostry w Paryżu, aby potem ewentualnie samej tam pojechać,

– z uczącej się po nocach dziewczyny, która nie dość, że sama chce zgłębić nauki ścisłe, to musi je przyswoić w języku obcym,

-z młodej kobiety, która doznała liczne upokorzenia od zatrudniającej ją rodziny, a także odrzucenia po zaręczynach przez niedoszłego małżonka, dla którego była zbyt uboga by się z nią ożenić;

– a później ze studentki w Paryżu, biedującej, zamieszkującej nieogrzewane mansardowe pokoiki, ale poświęconej całkowicie nauce i zdobywającej najwyższe noty na egzaminach

zamienia się powoli w wybijającą się postać w świecie nauki Francji i świata, która na dodatek znalazła swojego Królewicza, największą i najprawdziwszą miłość. O Piotrze Curie pisze do swej siostry, że poślubiła najwspanialszego mężczyznę na świecie…

Jeśli więc jesteśmy przygnieceni ciężarem życia oraz nie mamy sił do pracy czy nauki, to taka bajka z pewnością mogłaby posłużyć do mów motywacyjnych. Że nic nie jest niemożliwe, jeśli tylko wystarczająco dążymy do celu itd. itd., a z pewnością Maria nie miała łatwego startu, porównując z którymkolwiek z czytelników.

Potem bajka przestaje być bajką, ale nie dlatego, że tracimy wiarę w naszą bohaterkę, tylko ze względu na mnożące się przeciwności losu. I znów – skoro ona dała radę w tak niewiarygodnie trudnych warunkach życiowych – to może zawsze jest jakieś wyjście? Jest to z pewnością lekcja: jak żyć po żałobie, jak żyć po katastrofie, jak żyć po odrzuceniu. Skąd czerpać imponderabilia? Jak wychowywać dzieci w samotności? Jakie mieć patenty na tysiące spraw organizacyjnych? Jak “się ogarnąć” w sytuacji wybuchu wojny? Ile czasu socjologicznie potrzeba, by po zmiażdżeniu i opluciu przez opinię publiczną powrócić do jej łask (odpowiedź brzmi – 10 lat, może to będzie użyteczna informacja dla niektórych czytelników)?

Bądź sobą

A Maria wcale nie żyła w myśl jakichś zaklęć “Nigdy, nigdy nie poddawaj się!”, czy idei, czy filozofii. Nie była religijna. Nie była feministką (choć z czasem siłą rzeczy walczyła o prawa kobiet). Taka się już urodziła, że żyła jak chciała żyć. Wyprzedziła swoją epokę o stulecie. Była Polką, choć nie było jej wolno. Żyła pełnią praw we Francji, choć jako kobieta była ich pozbawiona. Normy obyczajowe – obowiązywały ją tylko w zakresie bycia dobrym człowiekiem, ale gdy były utrapieniem dla codzienności, to je ignorowała. Była patriotką dla obu ojczyzn. Była pacyfistką, tak jakby przeczuwała do czego jej odkrycia mogą doprowadzić (choć za jej życia jeszcze nie odkryto rozszczepialności atomu). Wychowywała dzieci tak, jak podpowiadało jej serce i mądrość, a nie jak dyktowały mody i ówczesne zwyczaje. Kiedy potrzebowała dojechać samochodem ze sprzętem do prześwietleń RTG na pole walki podczas I wojny światowej, to nauczyła się prowadzić samochód, przy czym nie interesowało jej to, że jest jedną z pierwszych kobiet na świecie, która posiadła prawo jazdy na samochód ciężarowy. Podjęła się tournée z wykładami choć była już starsza i schorowana, a podróż do Ameryki Północnej czy Południowej oznaczała dla niej wielotygodniową podróż statkiem.

Była “Jedynym człowiekiem niezepsutym przez sławę” – powiedział Albert Einstein.

Gdy kochała mężczyznę – to do zatracenia.

Gdy chciała wyizolować pierwiastek radu – to do zatracenia.

Kochała przygody.

“Nie pozwólmy, aby myślano, że cały naukowy postęp można zredukować do mechanizmu. […]. Nie wierzę też w to, że duch przygody w naszym świecie jest skazany na wymarcie. Jeżeli cokolwiek wokół mnie przyciąga mą uwagę, to kryje się za tym właśnie duch przygody, który zdaje się niezniszczalny”.

Poczujmy więc ducha przygody, który potrafi przemóc naszą listopadową chandrę.

*****

Post scriptum

Tak jak wspomniałam, na rynku wydawniczym znajduje się bogata oferta tytułów poświęconych Marii Skłodowskiej-Curie. Szkoda, że tak niewiele autorstwa Polaków. Ostatnio ukazała się “Zakochana w nauce” prof. Tomasza Pospiesznego z Wydziału Chemii UAM (nie miałam [jeszcze] okazji zapoznać się z tą publikacją). Doczekaliśmy się też polskiej ekranizacji opartej na motywach życia uczonej.

Mam wrażenie, że w Polsce jest pozorny przesyt tematem MS-C. Istnieje bardzo dużo instytucji jej imienia, pomników, słów-wytrychów, czy wręcz poczucia, że jest elementem kultury masowej. Czy jednak naprawdę dobrze ją znamy? Czy młode osoby w Polsce mogłyby cokolwiek powiedzieć na temat jej osiągnięć i życiorysu? Ukazało się sporo publikacji poświęconych uczonej, dedykowanych typowo dzieciom, jako opowiastki, książeczki z naklejkami. I chwała za to. Jeśli jednak pomyśleć, że np. w Japonii biografia Marii Curie (autorstwa Ewy Curie) jest lekturą szkolną, albo, że dzieci w USA w ramach zajęć dydaktycznych wcielają się w różne wybitne postacie (w tym w Marię Curie) i odgrywają przemowy im przypisane albo, że jedną z najbardziej znanych sztuk scenicznych poświęconych tej kobiecie jest… koreański musical, to polskie akcje wypadają blado. Muzeum na ul. Freta w Warszawie, miejsce gdzie Maria spędziła dzieciństwo, do którego pielgrzymują miłośnicy uczonej z całego świata, nie powala, mówiąc oględnie. Czas pokaże jak wykorzystany zostanie dom Marii Curie w Sceaux pod Paryżem zakupiony przez Kulczyk Foundation.

A przecież potencjał dorobku MS-C oraz inspiracji z nią związanych jest wciąż ogromny. W Polsce nie ma nawet tak kanonicznej jak na nas pozycji typu: ‘Maria Skłodowska-Curie a sprawa polska’. A tematów jest długa lista: ‘MS-C a wychowanie dzieci’; ‘styl życia MS-C’; ‘jak się efektywnie uczyć – wzorem MS-C’; ‘śladami MS-C” (istnieje Spacerownik “Śladami MS-C” po miejscach z nią związanych w Warszawie, ale mógłby być też przewodnik po innych miejscach świata); ‘MS-C a sprawy kobiet’; ‘MS-C i jej przyjaźnie z innymi wybitnymi osobistościami’ itd. itd.

Żeby nie być gołosłowną, zaraz polecę swoim dzieciom “Światło w ciemności”, przetłumaczony na język polski komiks o Marii Skłodowskiej-Curie, wydawnictwa Media Rodzina, 2020 rok.

0 Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

You May Also Like

Biografie Pożegnanie z Syberią

Początek lat 90-tych XIX w. Maria Skłodowska rozpoczyna naukę na Sorbonie, Jan Ignacy Paderewski rusza na muzyczne tournée po USA, Henryk Sienkiewicz układa "Quo vadis?", a słynna aktorka Helena Modrzejewska gra w repertuarze szekspirowskim. W tym czasie zaś dwaj bracia Piłsudscy: 24-letni Ziuk i rok starszy Broniś, jeden siedzi bez sensu przed chatą we wsi Tunka nad Bajkałem, a drugi właśnie poznał etnografa Sternberga i próbuje sens odnaleźć - na swój prawie 20-letni pobyt na Sachalinie.
Rowerem po II RP - krajobraz

Dzienniki, listy i reportaże Rowerem po II RP

Wyobraźcie sobie, że dostajecie moc cofania się w czasie i organizujecie podróż do II Rzeczypospolitej. I - żeby było łatwiej - nie korzystacie z samochodów i innych środków transportu, choćby konnych z tamtej epoki, bo to mogłoby być kłopotliwe, tylko dostajecie swojski rower, którym możecie pojechać w każdy zakątek i każdego zagadnąć. W taki sposób "wycieczki do przeszłości" czytałam książkę Bernarda Newmana "Rowerem przez II RP. Niezwykła podróż po kraju, którego już nie ma".

Biografie W dzikiej głuszy i na szczytach gór

"Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu S. Kossak" oraz "Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci" to biografie dwóch kobiet autorstwa Anny Kamińskiej. Simona Kossak i Wanda Rutkiewicz urodziły się w 1943 roku i przez niemal pół wieku ich życie toczyło się równolegle. Autorka skupia się na zarysowaniu portretów psychologicznych swych bohaterek. Chce się dowiedzieć co sprawiło, że ich życie było wyjątkowe. Co jeszcze łączy te kobiety i te dwie książki biograficzne?

Biografie Biografia viva i lekcja przyrody

Kiedyś botaniką, mineralogią, paleontologią czy astronomią zajmowali się najwybitniejsi myśliciele danej epoki. Wytyczali granice pojmowania świata i rozwoju cywilizacyjnego. Ogrody botaniczne, kolekcje minerałów, gabinety osobliwości i obserwacje gwiazd przynależały do sfery elit świeckich i duchownych. Czy teraz to tylko "parki jurajskie" i frajda dla koneserów? Biografistka Krystyna Buzarewicz przez rok żyła życiem XVII-w. botanika, Jerzego Andrzeja Helwinga, swojego krajana z Węgorzewa.

Biografie “Lata” Annie Ernaux czyli rodzice Mikołajka

W książce "Lata" noblistki Annie Ernaux najbardziej zafrapował mnie obraz Francji jaki wyłania się z tej autobiografii. Trzeba wielkiej odwagi, aby przedstawić własne pokolenie jako społeczeństwo znudzone, powierzchowne i opętane dobrami doczesnymi. A może nie zrozumiałam jej historii?